Język Włoski (LA LINGUA ITALIANA)
Język to cudowny instrument, który umożliwia nam porozumiewanie się i jednocześnie o nas mówi.
Można by "opowiedzieć naród" analizując jego język; to jednak temat na odrębną książkę,
więc ograniczmy się do krótkiego omówienia kilku głównych zagadnień: wymowa, gramatyka, słownictwo,
podstawowe zwroty, wyrażenia tabu, kolejność wypowiedzi, dialekty, przysłowia, gestykulacja.
Włoski słynie ze swej śpiewności, a to dzięki równomiernemu przeplataniu się samogłosek i spółgłosek.
Każdy wyraz kończy się na samogłoskę, a w słowach obcego pochodzenia, gdzie ona nie występuje, często
(i głównie na południu) dodaje się końcowe "a" lub "e" ("hotel" przeobraża się w "otelle"). Nie ma we
włoskim grup wielu spółgłosek, tak jak w polskim, dlatego też nasza mowa wydaje się Włochom diabelnie
trudna. Wyrazy jak "sprzęgło" przechodzą przez gardło tylko dzieciom; "kaszka", "kaczka" i "Kaśka"
nie są rozróżniane. Włosi nie wymawiają gardłowego dźwięku "h" (choć litera "h" występuje w pisowni).
Pozwólcie, że opowiem w tym miejscu rodzinną anegdotę. Gdy podczas pierwszego pobytu mojego męża w Polsce,
ktoś z moich przyjaciół spytał: "Skąd jesteś?", ten odpowiedział z kompetentnym wyrazem twarzy:
"Jestem z Włok". Nie zrozumiał ogólnego ataku wesołości ani ciętej odpowiedzi:
"Jak na zwłoka, to nieźle wyglądasz!"
Mieszkańcy Półwyspu Apenińskiego mają wiele podziwu dla nas, Polaków, i dla innych Słowian,
bo bardzo szybko uczymy się ich języka. To prawda, zaczynamy mówić po włosku szybko i poprawnie.
Myślę, że największym ułatwieniem dla nas jest brak deklinacji; rzeczowniki nie odmieniają się,
a rola poszczególnych słów w zdaniu zależy od ich pozycji (podmiot-orzeczenie-dopełnienie), lub
określana jest odpowiednimi przyimkami (di wprowadza dopełniacz, a celownik, con, da i inne narzędnik,
in, a miejscownik i niech gramatycy wybaczą mi uproszczenie...). Prawdziwym problemem jest dla nas rzecz
ogólnie uznana za najprostszą: rodzajnik - to niby nic nie znaczące "słówko" umieszczane przed rzeczownikami.
W naszych językach nie występuje, więc nie mamy możliwości porównania; gdy zaczynamy posługiwać się językiem
włoskim, to najpierw zupełnie go pomijamy, potem zaczynamy go stosować także i tam, gdzie nie jest potrzebny.
A przecież jego użycie lub nieużycie może zmienić sens słowa, a nawet zdania. Dzieci zadają sobie nawzajem
podchwytliwe pytanie: zamiast sformułować: "Co jest większe, un elefante (słoń) czy una mosca (mucha), mówią:
"Co jest wieksze, elefante czy Mosca?". Mosca bez rodzajnika to miasto Moskwa.
Nie martwmy się jednak: już po krótkiej nauce tak zadziwimy Włochów znajomością ich języka, że na pewno nie
zauważą niedociągnięć!
Jakie słowa warto znać, gdy wyjeżdża się do Włoch? Oczywiście buongiorno (czyt. buondżiorno) - dzień dobry,
ciao (czyt. ciał) - cześć, grazie (czyt. gracje) - dziękuję, prego - proszę, scusa, scusi (czyt. skuza, skuzi) -
przepraszam, si - tak, no - nie. Warto też zapamiętać przymiotniki bello i bravo (na pewno obiły się nam
niejednokrotnie o uszy). Bravo to ogólny komplement odnoszący się do osób (w języku mówionym czasami także
i do rzeczy, np. do dobrze funkcjonujących urządzeń). Jesteś bravo, gdy zdasz egzamin, gdy ugotujesz smaczne
danie, gdy chwycisz w lot wyrafinowaną myśl. Uwaga: kobiecie nie powiemy bravo, lecz brava - użycie rodzaju
żeńskiego jest niezbędne!!!
A bello? To wiadomo, piękny. W kraju estetów, jakim są Włochy, do piękności (także do piękności fizycznej osób)
przywiązuje się wielką wagę. Jeżeli pewnego wieczora syn wróci do domu i oznajmi, że chce się zaręczyć,
rodzice spytają (kolejność obowiązujaca): jak ma na imię dziewczyna? Skąd pochodzi? Czym zajmuje się jej ojciec?
Czy jest bella? Pytanie oczywiście retoryczne: któremu chłopakowi przyjdzie do głowy, że zakochał się w dziewczynie brzydkiej?
Skoro mówimy już o piękności, to pozwólcie, że zacytuję autentyczną rozmowę dwóch staruszek,
które spotkały się na targu:
- Oh, bella!
- Ciao, bella!
- Jakie jesteśmy belle!
- Nikt nam tego nie mówi, to same sobie powiemy!
Zdolność do autoironii, traktowanie siebie samych nie do końca na serio - to jedna z cech,
które w tym narodzie podziwiam najbardziej.
Innych najczęściej używanych włoskich słów nie będę cytować, bo czytelnikowi zwiędną uszy.
Dodam tyko, że włoskie przekleństwa (jeżeli używane z wyczuciem i umiarem) nie mają charakteru
specjalnie wulgarnego: w niektórych sytuacjach i w niektórych środowiskach używane są jako zabawny
"refren". Mistrzami w wymyślaniu najwykwintniejszych przekleństw są sami twórcy języka włoskiego,
Toskańczycy. Benigni zakrapia nimi obficie swe występy, wywołując za każdym razem lawiny śmiechu.
Pamiętam, jak Toskański Skrzat zastanawiał się kiedyś, jak to możliwe, że klnie w żywy kamień od lat bez
mała pięćdziesięciu, a jeszcze nie obwołano go Ministrem Edukacji Republiki Włoskiej...
Nie obraźcie się, gdy ktoś zapytany o drogę zwróci się do Was przez curva; po włosku to po prostu
zakręt (lub trybuny na stadionach). Colazione (czyt. kolacjone) to nie kolacja, a śniadanie;
cena (czyt. czena) to nie cena, lecz kolacja; regalo to nie regał, a prezent; lode to nie lody,
a chwała; panna to bita śmietana, droga - narkotyki (lepiej nie przesadzać w użyciu tego słowa,
budzi konsternację). Jeżeli jakaś dziewczyna usłyszy pod swoim adresem słowo: "koza", to niech się
nie obraża: cosa to po włosku "rzecz", a także pytanie: "co?"
Skoro jesteśmy już przy zwierzętach, poświęćmy kilka słów także i ich mowie. Nie jest ona bynajmniej
taka sama, jak język zwierząt polskich! W Italii pies robi "bau, bau!" (pamiętacie alergię Włochów
na dźwięk "ch"?), kot: "niao", kogut: "kikiriki!", a żaba... żaba robi "kra, kra"!
Ale wróćmy do rzeczy poważnych. We włoskim sens wyrazu może się zmienić w zależności od akcentu:
Papa to Ojciec święty, papa (z akcentem na końcowe "a") to tato; sens wyrażenia zależy czasem od tego,
czy przymiotnik postawimy przed rzeczownikiem, czy też po nim. Figlio di una donna buona
(syn kobiety dobrej) - to syn, który ma dobrą matkę. Figlio di buona donna (syn dobrej
kobiety) - to syn, którego matka... źle się prowadzi.
Pewne standartowe wyrażenia w języku włoskim są interpretowane przez cudzoziemców jako symptom
powierzchowności Włochów. Spójrzmy chociażby na najbardziej rozpowszechnione pozdrowienie: "Ciao!
Come stai?". Come stai to dosłownie: "Jak się czujesz?" Nie jest to jednak bynajmniej pytanie o
faktyczne samopoczucie, lecz po prostu pozdrowienie. Odpowiedź jest więc w pewnym sensie bez znaczenia,
a nawet jeśli dostalibyśmy właśnie w tym momencie nagłego ataku korzonków, odpowiemy: "Bene!" (dobrze).
Jakiś żartowniś wychwyci czasem podwójny sens wyrażenia (jak się czujesz? lub: jak stoisz?) i odpowie:
"Na nogach", czy też: "Chwieję się, ale się nie daję!"; taka odpowiedź należy jednak do sfery żartu i na
pewno nie odnosi się do niczyjego stanu zdrowia.
Weźmy też pod uwagę wyraz amico. Amico to zarówno przyjaciel, jak i kolega (collega to współpracownik).
W języku polskim te dwa słowa mają znaczenie tak odmienne, że nie wyobrażamy sobie, by obydwa nie istniały.
A jednak... trzeba jednak wziąć pod uwage, że we włoskim wyraz amico nie dotyczy "pokrewieństwa dusz",
lecz raczej stopnia zażyłości. Amico jest to osoba, z którą dużo, a jeśli nie dużo, to przynajmniej chętnie
przebywamy. Prawdziwy przyjaciel to amico del cuore (przyjaciel serca; wyrażenie na tyle patetyczne,
że prawie wyszło z obiegu); lub po prostu amico amico: w potocznej mowie włoskiej można dodać emfazy
rzeczownikowi czy przymiotnikowi powtarzając go dwa razy.
Analizę poszczególnych włoskich słow i wyrażeń zamknijmy tym... czego się nie mówi. Do słów tabu należą
nazwy niektórych chorób (rak to brutto male - "brzydka choroba"). Unikanie słów oznaczających zło lub
niebezpieczeństwo cechuje język już od jego pierwszych form, używanych w społeczeństwach prymitywnych.
W owych czasach do słów tabu należały np. nazwy niebezpiecznych zwierząt; bano się, że wymawiając ich
imiona faktycznie się je przywoła. Ślady tych wierzeń po dziś dzień spotykamy w naszych językach:
"Nie wywołuj wilka z lasu!".
O czym jeszcze nie mówi się we Włoszech? Nie mówi się, a raczej nie żartuje się na temat mafii. To,
co za granicą wydaje się być zaledwie "elementem folkloru", bardziej wyimaginowanym niż realnym, dobrym
kryminałem, tutaj jawi się jako prawdziwa plaga. Zwłaszcza przebywając na południu, unikajcie słów jak
mafia i mafioso: są bardzo obraźliwe (a w przypadkach, gdy skierowane pod właściwym adresem,
także i niebezieczne!)
Czego jeszcze Włosi nie mówią? Unikają jak ognia słowa: no (nie). Jeżeli jesteśmy w sklepie i szukamy
jogurtu Kyr, to sprzedawca nie powie nam, że go nie ma, ale że jutro będzie. Jeżeli prosimy kogoś o przysługę,
a ten odpowie: "Będzie trudno" (e difficile), nie nastawajmy: powiedział: no (i podziwiamy szczerość:
ktoś inny powiedziałby: si, po czym zacząłby nas unikać jak ognia...). Jeżeli zapraszamy kogoś na kolację,
a odpowiedź brzmi: "Macie małe dzieci", to nie tłumaczmy, że jesteśmy w stanie opanować i dzieci, i kolację.
Dzieci to pretekst, by uniknąć kolacji, na którą nie ma się specjalnej ochoty. Ta alergia na "nie" często
interpretowana jest przez cudzoziemców jako symptom nieszczerości, a po prostu należy do stylu komunikacji.
Jeszcze jedno "nieporozumienie kulturowe".
***
Czy obserwowaliście kiedyś dyskutujących Włochów? Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że że gadają
jeden przez drugiego; tak jednak do końca nie jest. W swoim epokowym dziele "Global-Mente" Gannon porównuje
Włochy do... opery lirycznej. Taką metaforę podsuwa mu, między innymi, rola solistów i chóru. To bystra obserwacja.
Faktycznie, w każdym towarzystwie szybko klarują się role: dominujące gaduły za żadne skarby świata nie dopuszczają
do głosu zrezygnowanych słuchaczy. Czasem zdarza się nam zacząć jakąś myśl kilka razy i nigdy jej nie skończyć;
zawsze ktoś ma do powiedzenia coś ważniejszego, bardziej adekwatnego do sytuacji, i nie omieszka przerwać
w najmniej spodziewanym momencie. Przerwanie mówiącemu nie jest objawem złego wychowania, nie jest gafą,
jest przyjęte jak coś normalnego (choć nie należy do dobrego tonu). Prawdziwą gafą jest natomiast okazanie
irytacji i agresja, także werbalna.
No właśnie, to co słyszymy, i co wydaje nam się być ustawiczną kłótnią, to normalna komunikacja. A wyższych
tonów raczej się unika. Awantury nie należą do włoskiego stylu. Nie znaczy to oczywiście, że w ogóle nie mają
miejsca, jednak osoba, która je wznieca, bynajmniej nie zyskuje sobie tym chwały...
Jedyne chyba miejsce, gdzie Włosi dają upust swoim nerwom jest ruch uliczny. Zazwyczaj cierpliwi i nieagresywni
ludzie, gdy oddzieleni są bezpieczną odległością i chronieni przez twarde karoserie, nie przebierają w słowach...
***
Na północ od Rzymu znajdują się dwa małe paesi (miasteczka): Vignanello (czyt. Vinianello) i Vallerano.
Gdzie kończy się jedno, a zaczyna drugie, nie jest do końca jasne: zabudowania ciągną się bez przerwy,
a granicę stanowi postawiona na głównej drodze tabliczka (w punkcie mniej więcej przypadkowym).
A jednak tożsamosc mieszkańców zachowana jest w najwyższym stopniu; za żadne skarby świata nie chcą oni
"mieszać się" z sąsiadami. Kto jest z Vignanello, kto z Vallerano? Stanie się to jasne, gdy tylko otworzą usta.
Posługują się dwoma dialektami podobnymi wprawdzie jeżeli chodzi o słownictwo, ale doskonale rozróżniającymi się
jeżeli chodzi o modulację. Nieco odległa Canepina natomiast może poszczycić się mową, której nie zrozumie nikt z
sąsiadów, i której korzenie są niejasne. Co złośliwsi wysuwają hipotezę, jakoby przedsiębiorczy i nie zawsze uczciwi
Kanepińczycy wywodzili się od Fenicjan...
To jest chyba najbardziej charakterystyczna cecha włoskiego sposobu mówienia: oprócz języka standardowego
(posługują się nim w sposób "czysty" chyba tylko spikerzy telewizyjni), istnieją tysiące dialektów; każde
miejsce może poszczycić się swą własną mową. Są we Włoszech regiony, gdzie mówi się w dialekcie podobnym do
języka albańskiego (efekt imigracji Albańczykow-.), a fenomenem są miejscowosci, ktorych mieszkańcy posługują
się dialektem mocno "zakrapianym" antyczną greczyzną; w małej kolonii język grecki nie uległ zmianom,
jakim uległ w samej ojczyźnie.
W takim bogactwie dialektów sam język standardowy (dialekt toskański) ma problemy z określeniem tego,
co poprawne, co błędne. Język, wciąż się kształtująca, żywa mowa, często nie mieści się w sztywnych regułach
gramatyki. Pamiętam, jak na pewnym kongresie nauczycieli włoskiego wszczęto dyskusję, która dotyczyła nie mniej,
nie więcej, co zaimka "ty". "Ty" po włosku mówi się tu, natomiast te to dopełnienie bliższe ("ciebie").
W wielu regionach Włoch jednak tych dwóch zaimków używa się wymiennie, te często zastępuje tu. Toskańczycy
naiwnie wyznali, że dopuszczają do takiego zamiennego użycia zaimków, na co puryści rzymscy podnieśli krzyk
pod niebiosa. Jak to? Przecież to gramatycznie niepoprawne! "Nie mogę mówić moim uczniom, że mają mówić "tu",
skoro potem wyjdą na ulicę i będą słyszeć "te" - bronił się Toskańczyk. Dyskusja, jak większość dyskusji akademickich,
nie doprowadziła do żadnych wniosków. A mnie podniosła na duchu. Okazało się, że nie jestem jedyną nauczycielką włoskiego,
która ma wątpliwości odnośnie poprawności tej czy innej formy gramatycznej...
***
Przysłowia, mądrość narodu. Czy może raczej przysłowia, zierciadło narodu. Mamma mia, to temat rzeka!
Od czego zacząć? Może właśnie od mamma mia. Najbardziej rozpowszechniony wykrzyknik, wyraża radość,
podziw, zniecierpliwienie - każdą rzecz i jej przeciwieństwo. Mamma to chyba najbardziej kochane
włoskie słowo. Uspokaja i dodaje otuchy. Nie bez przyczyny mówi siąę: "Kto ma mamę, ten nie płacze".
Mama to akceptacja: "Każdy karaluch jest piękny dla swojej mamy". Mama to coś swojskiego; gdy ktoś
nie bardzo inteligentnie się zaśmiewa, można mu powiedzieć: "śmiej się, śmiej, mama kluski zrobiła!"
Od życia rodzinnego przejdźmy do politycznego. "Możemy wybrać między dżumą a cholerą" - to przysłowie
słychać głównie w okresie przedwyborczym. Politykom się nie przebacza, więc każdy Włoch Was zapewni,
że "najczystszy z nich ma parcha". Ludzie obdarzeni zdrowym rozsądkiem wyznają jednak, że we Włoszech
przypisuje się rządowi każde niepowodzenie, nawet od niego niezależne: "Leje? Złodziejski rząd!"
Przysłowie, które najlepiej chyba charakteryzuje włoski naród, to: "Dopóki łódka płynie, daj jej płynąć".
Innymi słowy: żyj dniem dzisiejszym, o jutro będziemy się martwić jutro. Jak łódka zacznie tonąć, to
przesiądziemy się na inną. A jak świat runie, to... ciut się odsuniemy.
Specjaliści od komunikacji twierdzą, że każda informacja dociera do nas przez kanał dźwiękowy
(słowa, ton, modulacja itd.) tylko w niespełna 20 procentach; w ponad 80 procentach rozumiemy...
oczami. To stwierdzenie w szczególny sposób sprawdza się we Włoszech, gdzie "rozmawia się rękami".
Każdy gest ma swoje znaczenie; może być zwykłą informacją, lecz także opinią; propozycją lub odradzeniem;
może być przyjazny, neutralny, obraźliwy (lepiej nie powtarzać gestów przypadkowo zobaczonych)!
artykuł z serwisu www.libero.it
|